Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/414

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   386   —

Musiało mu więc to sprawić siłą rzeczy samej nielada przyjemność.
— Odłożyć szable! — rozkazał oficerom yerbatero, co też bez wahania uczynili.
A ja zwróciłem się do majora:
— Precz stąd tam, do kąta!
Słowa te obudziły go z osłupienia, i rad-nierad podążył na wskazane miejsce.
Na mój znak sternik Larsen puścił Jordana, ale został tuż za jego placyma. Generalissimo opadł bezwładnie na krzesło i westchnął:
— Cascaras! Dyabli, nie ludzie! A wy na to nic? — dodał, zwracając się do oficerów.
Ci zaś stali bezradni, z opuszczonemi głowami, nie mając dla niego żadnej odpowiedzi.
Uważałem za stosowne wyręczyć ich w tem i rzekłem:
— A czemuż to pan nie pomógł sam sobie? Generalissimo powinien zawsze wiedzieć, co mu czynić należy w jakiejkolwiek bądź sytuacyi. Zresztą pan sam przekonałeś się naocznie, że nie jest rzeczą łatwą rozporządzać życiem i mieniem bliźnich, zwłaszcza, jeżeli to nie są jakieś wagabundy czy awanturnicy, zazwyczaj zawodowi tchórze, lecz ludzie uczciwi, no i... odważni.
— Wszystko to dobrze, sennor, ale weź pod uwagę, że tu, wokoło nas, są tysiące moich żołnierzy.
— Cóż, kiedy my się ich wcale nie boimy i niewiele nas obchodzi ich obecność tutaj. Jestem pewny, że żaden z nich na wasze wezwanie nawetby palcem nie kiwnął, wiedząc z góry, iż wódz naczelny przypłaciłby to życiem.
— Jakto? ja? — zapytał, patrząc na mnie z wyrazem nieopisanego zdumienia.
— Jest nas tu dziesięciu — rzekłem, — a was jest tylko sześciu, wobec czego możemy bez trudności obezwładnić was wszystkich i powiązać jednych do drugich.