Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/398

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   372   —

— Daruje mi pan, że wyrażę zdziwienie z tego powodu. Cóż bowiem byłoby ze mną, no i z panem gdybym przypadkowo schwytany został przez waszych wrogów i gdyby znaleźli przy mnie żądaną przez pana legitymacyę?
— A więc nie posiada pan formalnego pełnomocnictwa? Owszem, ale tylko ustne. Jeżeli jednak nie zechce pan uwierzyć moim słowom, śmiem prosić, byś pan wysłał posłańca do Montevideo i przekonał się, czy to prawda, a sprawa cała niech pozostanie w zawieszeniu aż do powrotu owego posłańca.
— Ależ ja nie mam czasu na coś podobnego i wolę już uznać w panu pełnomocnika, oczekując podania warunków.
— Podam je nie tutaj, lecz w Buenos Ayres.
— Zwaryowałeś pan? — krzyknął przerażony. — Toż tam właśnie znajduje się gniazdo moich wrogów. Przecie tam ma swe siedlisko rząd, któremu wypowiedziałem walkę... tam ma swoją siedzibę prezydent Sarmiento, którego chcę obalić. Jakże więc pan możesz proponować mi to miejsce na załatwienie naszej sprawy?
— Czynię to z dwu powodów, sennor. Po pierwsze, w tamtejszym porcie stoi na kotwicy okręt z naszym towarem; powtóre...
— Tam? na kotwicy? Toż to szaleństwo ulokować się w podobnem miejscu!
— Powiedział pan przed chwilą, że jestem bezczelnie odważny. Dlaczegóżbym więc nie miał zastosować tej odwagi i co do ostatniego punktu? Właśnie najbezpieczniejszy jest ładunek ten tam, gdzie go się najmniej spodziewają. Beczki, paki i bele zadeklarowane zostały jako nafta, zabawki i tytuń, i opłacono już nawet odpowiednie cło za nie.
— Więc urzędnicy cłowi nie rewidowali zawartości pak?
— Tylko niektóre z brzegu, ale te zawierały istotnie to, co deklarowano.