Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   93   —

— Nie, sennor; nie znam takiego — odrzekł. — Prawdopodobnie przesłyszało się panu.
— O, nie; człowiek tego nazwiska oświadczył mi najwyraźniej, że jest komisarzem policyjnym.
— To chyba zażartował z pana.
— W takim razie należałoby rozpatrzyć się bliżej w tym żarcie, bo obawiam się, że jakiś kryminalista, podszywając się pod godność urzędnika państwowego, knuje coś przeciw mojej osobie.
— Ha, skoro pan tak myśli, muszę istotnie zająć się bliżej tą sprawą. Proszę, niech pan usiądzie.
Wskazał mi krzesło, poczem zasiadł przy biurku, dobył kilka arkuszy papieru, pomaczał pióro w kałamarzu i rzekł:
— Przedewszystkiem poda pan swoje imię i nazwisko, wiek, narodowość, miejsce urodzenia, stan, sposób utrzymania, powody, dla których pan podróżuje, i inne niezbędne rzeczy. Bądź pan tedy łaskaw odpowiadać na moje pytania.
— Na miłość boską! — krzyknąłem, zrywając się, — czyżby to miało być formalne przesłuchanie?
— Rozumie się; bez tego niepodobna nic zacząć.
— Ależ ja przybyłem tylko po to, by się dowiedzieć, czy istnieje urzędnik nazwiskiem Carrera, nic więcej.
— O, to już bardzo wiele. Czy ma pan jakieś szczególniejsze powody do podejrzeń, iż człowiek ów żywi względem pana ukryte zamiary?
— Oczywiście. Wczoraj dwukrotnie urządzono na mnie zamach. Obecnie zamierzam udać się do Mercedes, a będąc już w drodze, dowiedziałem się, że w mojem gronie ma jechać młody, nieznany mi człowiek, który podaje się za komisarza policyi. Człowieka tego właśnie mam w podejrzeniu...
— Co też pan mówi?! dwa zamachy na pańskie życie, a my o tem nic nie wiemy?... Otóż nie pojedzie pan do Mercedes, lecz zostanie tutaj, jako świadek.
— Jak długo?