skrępowane w koszuli i spodniach na dworze. Obok mnie leżeli tak samo skrępowani Halef i Kasem i obrani z rzeczy, jak ja. Wszystko nam odebrano.
Był jeszcze dzień, mogłem więc dobrze obejrzeć moje otoczenie. W środku lasu było wolne miejsce czworokątne. Wycięte w niem drzewa z wierzchołkami i korą pokładziono przy brzegu tego wytrzebionego miejsca tak obok siebie i jedno na drugie, że powstało stąd ogrodzenie nie do przejście, w którem pozostawioino jako wejście taki tylko otwór, że jeden tylko jeździec mógł przezeń wjechać. Ten to otwór zamykano na noc i w czasie niebezpieczeństwa. Później dowiedziałem się, że jedno jeszcze było wejście, to jest owa brama, przez którą weszliśmy. Tę osłoniono ową wspomniana plecionka cierniową, prowadzącą do izby, a otwierającą się w stronę lasu; było to powodem, że i mnie oszukano. Brama ta otwierała się ku trzem stronom. Jedną stroną my weszliśmy, drugą starszy gromady, a trzecią ci, co nas uderzyli.
W tem przetrzebionem miejscu stały chaty Kurdów, zbudowane z pni i gałęzi. Wnętrze ich było można na tyle podzielić miejsc przez posuwanie plecionki, na ile się tylko chciało. Wewnątrz tego ogrodzenia było około trzydziestu mężczyzn, z których dziesięciu nas otaczało. Dzieci i okryte zasłoną na twarzy kobiety kręciły się naokół w większej liczbie, ciekawe gapiąc się na nas i okazywały nam swą nieprzyjaźń. Konie nasze przywiązane były do pali. Pomiędzy owymi dziesięcioma znajdował się starszy we wsi i
Strona:PL May Matka Boleściwa.djvu/29
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
— 27 —