Strona:PL May - Matuzalem.djvu/540

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Chodźmy więc, ale cicho!
Und ik zal ook met zingen? — A czy ja będę mógł śpiewać? — zapytał grubas.
— Niech pan lepiej milczy.
— Kiedy ja śpiewam, śpiewam cudownie!
— Być może. Ale pan jeszcze nie dał nam się poznać, przeto lepiej będzie, jeśli dziś będziesz tylko słuchał.
Wszyscy razem skradli się pocichu do mieszkania Steina. Na lewo drzwi prowadziły do sypialni. Były uchylone.
— Kto tam? — padło zapytanie po chińsku.
Zamiast odpowiedzi, zabrzmiał bas Matuzalema. Godfryd i Ryszard dopełnili trio. Ale już po dwunastym takcie umilkli zdumieni. Nie śpiewali sami. Do ich trzech głosów dołączył się wspaniały tenor, tak niezwykły, subtelny, a jednocześnie potężny, że wszyscy się odwrócili.
To śpiewał grubas. Istotnie umiał śpiewać mijnheer!
Pieśń umilkła. Stein stał we drzwiach. Jego twarz była istnym znakiem zapytania. Wargi zarumieniły się, oczy błyszczały z podniecenia. Drżącym głosem zawołał:
— Śpiewacie tę wspaniałą pieśń! Śpiewacie po niemiecku! Znacie zatem język niemiecki! Dlaczego nie powiedzieliście mi wcześniej?
— Aby pana oszołomić — odpowiedział Godfryd. — Spójrz pan na tego młodzieńca... Biada! Już go trzymał Nic z mojej pięknej mówki!

146