ale jedno jest mi znajome. Który z was nazywa się Sei-tei-nei?
— Ten oto młody człowiek. Jest bratankiem pana Sei-tei-nei z Ho-tsing-ting, którego pan zapewne zna.
— Znam go i szanuję. Chcecie go chyba odwiedzić?
— Tak. Jutro rano pojedziemy do niego.
T’eu zaofiarował powtórnie podróżnym swoją opiekę.
— Przekonaliśmy się już o jej skuteczności — oświadczył Degenfeld. — Groziło nam niebezpieczeństwo, ale nasi wrogowie pojednali się z nami i zawarli przyjaźń, skoro tylko dowiedliśmy, że pan udzielił nam swej opieki.
T’eu zapytał ze zdziwieniem:
— O kim to mowa?
— O kuei-tse. Spotkaliśmy ich w drodze.
— Tak, jestem z nimi zaprzyjaźniony. Ale jak pan mógł się na mnie powołać? Jak mogłeś dowieść, że jestem waszym obrońcą?
— Pokazałem im oto ten drugi kuan.
Trudno opisać wyraz twarzy t’eua na widok swego własnego kuanu.
— Jakto? Mój własny kuan! — zawołał. — I to kuan pierwszej klasy! Poznaję, że to paszport mego zięcia.
— Tak, Hu-tsina, jubilera. Wyświadczyłem mu drobną usługę. Wywdzięczył się, dając nam swój kuan.
Strona:PL May - Matuzalem.djvu/510
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
116