Strona:PL May - Matuzalem.djvu/469

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

swej cielesnej powłoki. Cudu dokazały dwa zwykłe słowa: pasztet i pudding.
Miasto Szin-hoa nietylko terenem ustępowało miastu Szao-tszeu; wszystko było tu skromniejsze. Pałac burmistrza był mniej okazały; sam burmistrz nosił zwykłą złotą kulę na czapce i nie posługiwał się wykwintnemi zwrotami. Wieczerza składała się z mniejszej ilości — i skromniejszych — dań a tylko dwaj Chińczycy usługiwali gościom. Burmistrz nie śmiał nawet asystować przy wieczerzy.
Gościom było to na rękę. Czuli się swobodniej, aczkolwiek musieli przez wzgląd na obecność służących pamiętać o powadze. Skoro tylko obaj Chińczycy, przyniósłszy raki, opuścili jadalnię, Godfryd raczył swoich towarzyszów opowieścią o wskrzeszeniu mijnheera. Wszyscy śmieli się do rozpuku. Sam Holender najżywiej podzielał wesołość towarzyszów.
— Jesteś pan nieśmiertelny, mijnheer! — podziwiał go pucybut.
Ik? istotnie?
— Tak. Skoro pana śmierć łapie za czub, wystarczy przynieść pieczyste, albo serdelki, aby cię wyrwać z ramion Kostusi. Stanie się pan drugim Żydem Wiecznym Tułaczem. Z całym spokojem, nie lękając się śmierci, będzie pan mógł jutro wsiąść do palankinu.
— O, dziękuję bardzo! Nie chcę palankinu. Chcę jechać na koniu.
— Pan? Jechać na koniu? A wczoraj je-

75