gniazdka! Dobranoc panu, stary Matuzalemie! Muszę dziś jeszcze oczyścić fajkę, abyśmy jutro mogli wywrzeć dobre wrażenie w Szao-tszeu.
Zgasił lampę i wyszedł. Było jeszcze bardzo wcześnie, gdy zbudził nazajutrz swego pana. Zameldował mu, że na dole stoi już przeszło tuzin koni, — mandaryn pragnął się pozbyć nieproszonych gości jak najwcześniej.
W jadalni podano gorącą herbatę. Zjawił się sam mandaryn, aby sprowadzić nadół panów „posiadaczy długich rodowodów“. Degenfeld przeliczył na dworze piętnaście koni: sześć wierzchowców, dwa silne rumaki, przeznaczone do palankinu mijnheera, a reszta — ciężarowe konie.
Degenfeld obejrzał wierzchowce. Były to drobne brzydkie zwierzęta, które jednak później okazały się bardzo wytrzymałe i podatne. Uprząż była znośna, lecz siodła miały niewygodny kształt, a strzemiona były ciężkie i niezgrabne.
Matuzalem dosiadł kuca, aby go wypróbować. Zwierzę, chociaż nie zapoznało się z tresurą, szło posłusznie.
— Czy nie zechciałby pan jednak spróbować? — zapytał Turnerstick grubasa.
— Ik? — odpowiedział zagadnięty z gestem przerażenia. — Ja? Nigdy, przenigdy!
Sprzęt podróżny był już zapakowany, a więc żywność, kilka flaszek raki i znaczna ilość kołder z najrozmaitszych materjałów.
Mandaryn wyprowadził gości na ulicę, gdzie już
Strona:PL May - Matuzalem.djvu/457
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
63