Strona:PL May - Matuzalem.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— W takim razie rozwinął pan niewłaściwy żagiel. Człowiek pana zawodu musi stracić właściwy kurs na obowiązkowej łacinie i greckim. Kto ma głowę nabitą klasyczną starzyzną, temu, oczywiście, nie starczy już miejsca nawet na najłatwiejsze rzeczy. Wówczas tacy przeuczeni ludzie wiosłują po świecie i nie potrafią odróżnić pancernika od kadzi śledziowej. Powiadam panu, że chińszczyznę, rzec mogę, wyssałem z mlekiem matki. Zacząłem nią władać bez nauki, zupełnie samorzutnie.
Matuzalem znał piętę achillesową kapitana. Tonem jak najpoważniejszym rzekł:
— Coś podobnego może się zdarzyć wyłącznie panu. Jesteś istnym wielorybem w morzu dialektów. Igrający, radzi pan sobie łatwo z bałwanami i wypluwasz najtrudniejsze wyrażenia, ot tak sobie, przez nos.
Turnerstick poprawił binokle, obrzucił studenta badawczem spojrzeniem i zapytał:
— Przez nos? Czy to ma być przytyk do mojej twarzy?
— Co też panu na myśl wpada! Mówię o wielorybie, a że wieloryb puszcza wodę przez nos, o tem chyba wie pan!
Tak, to prawda. Ma pan słuszność. Podobnie jak wieloryb toczy się po falach, tak ja toczę się po językach. A właśnie chiński jest dla mnie igraszką.
— Dla mnie, przeciwnie, był to twardy orzech do

34