Przejdź do zawartości

Strona:PL May - Matuzalem.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Czy wiesz na pewno, że on jest sam?
— Pewności nie mam; ale coś jest w jego mowie, co przenika mi aż do serca. Ale co panu przeszkadza unieść papierek i wyjrzeć, jakie to duchy tam stoją?
— Słusznie. Zobaczymy.
Podszedł pocichu do drzwi, zdjął jeden z papierków i wyjrzał. Niebo było tak gwieździste, że mógł się dobrze rozejrzeć. Nie widać było nikogo Dopiero gdy zerwał drugi papierek, zobaczył swego rozmówcę, który leżał na ziemi, twarzą zwrócony do drzwi. Matuzalem przykleił ponownie papierki i rzekł do czekającego:
— Spróbuję. Usuń te bambusy!
Po tych słowach rozległ się szmer, a po chwili Matuzalem otworzył drzwi. Chińczyk prędko wszedł do pokoju. Matuzalem natychmiast zaryglował za nim zasuwę, poczem zmierzył go badawczem spojrzeniem od stóp do głów.
Był to młody człowiek może dwudziestopięcioletni. Był lepiej ubrany niż majtkowie i nawet oficerowie. Broni nie miał żadnej. Uchwycił rękę Matuzalema i rzekł tonem dziękczynnym:
— Dziękuję panu! Teraz odzyskałem nadzieję.
— Hmm! — odparł student, potrząsając głową. — Chińczyk rozmawiający po niemiecku i przedstawiający się nam w takich okolicznościach — to zjawisko niecodzienne. Jest pan na pewno Chińczykiem?
— Czystej krwi!

59