Przejdź do zawartości

Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
77
──────


pozostać tém rozpieszczoném dzieckiem losu, nie rozumiejąc życia.
— Cóż więc? — spytała — nie jesteśmy bogaci. Nieprawdaż?
— Nie.
— Cóż nam zostało?... nie będziemy mogli trzymać powozu?... licznéj służby?... wielkiego apartamentu?...
Mówiła to z przerwami, oczekując za każdém słowem zaprzeczenia. Ale on milczał.
Ubóstwo nie miało dla niéj wyraźniejszych kształtów.
— To i cóż? — dodała nieoględnie, jak istota, nie pojmująca realnych warunków. — Przestaniemy na małém.
On znowu nie odpowiedział.
— Jakto? — spytała — czyżbyśmy nie mieli nic wcale?
— Niestety!
— Więc — zawołała — te piękne sprzęty, które mój biedny ojciec gromadził z takiém zamiłowaniem, stanowią całą naszą spuściznę?
— Marcelo!...
Zrozumiała, że nie miał odwagi mówić jasno i wyrzekła:
— Powiedz wszystko od razu, ja to wolę.
— A więc, długi, jakie ojciec zostawił, równo-