Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
260
──────


Panna Aurelia zwierzała się bardzo po cichu Sieleszowéj, iż ma kilku konkurentów, ale nie może się zdecydować na zmianę stanu, bo mężczyźni są dziś tak zepsuci, iż żadnemu wierzyć nie można.
Panna Prakseda opowiadała znów pannom Burskim, iż nowa lokatorka zdaje się dobrą dziewczyną, słucha jéj chętnie, ale jest strasznie smutna; musi się kochać, i to kochać nieszczęśliwie, bo pomimo największéj baczności, nie dostrzegła, by się kto koło niéj kręcił. Z tego powodu snuła najrozmaitsze domysły, a czasem nawet rzucała na Jadwinię podejrzliwe spojrzenia. Może to porzucona kochanka? Była też kiedyś widać straszną zbytnicą, bo ma tyle rozmaitych puszek, flakonów i proszków, że byłoby można, sklep z nich założyć, a ma takie mydło, że jak się niem myje, to w całym domu pachnie! Wprawdzie rekomendowały ją znane Praksedzie osoby — przecież mogły być w błąd wprowadzone...
Introligatorki — panny Justyna i Lucyna, dzieliły się wzajem różnemi ważnemi faktami, zaszłemi w zamieszkiwanych przez nie kamienicach. Introligatorki miały sąsiadów mieszkając na jednych z niemi schodach, a szczegóły ich pożycia zajmowały je niezmiernie. Wiedziały, ile mieli dochodu, ile wydają, co gotują na obiad, gdzie chodzą na spacer. Intrygował ich szczególniéj młody blondyn, będący u tych sąsiadów bardzo częstym gościem. Jedna ze