Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
20
──────


— Pan Uścicki coś bardzo często kwiatami cię obdarza — pochwycił z uśmiechem.
A potém dodał poważnie, siadając obok niéj na otomanie:
— Czy nie zastanowiłaś się nigdy nad tém?
Nie wiedziała, co sądzić o téj zmianie tonu. Ojciec nie zwykł był mówić słów próżnych.
— Jest on przyjacielem naszego domu — wyrzekła wymijająco — dawnym bardzo znajomym twoim.
Sawiński spojrzał uważnie w jéj oczy.
— Mogę z tobą mówić otwarcie, Marcelo. Masz rok dwudziesty drugi; do téj pory nie brakło starających się o twą rękę; ale pomiędzy nimi nie było ani jednéj partyi, o któréjby mówić warto.
— Przecież nie myślisz ojcze o panu Melchiorze?
— Gdybyś była mniéj rozsądną, nie pomyślałbym o nim z pewnością, ale ty, Marcelo, zdolna jesteś ocenić korzyść podobnego związku. Uścicki nie jest młodym, to pewna...
Zatrzymał się, jakby oczekiwał zdania córki; ona słuchała w milczeniu.
— Jest za to człowiekiem zacnym i niezmiernie bogatym.
— Czy oświadczył się o mnie?
— Oświadczył i nie oświadczył. Niema złudzeń co do własnéj osoby; prosił mnie, żebym cię