Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
132
──────


nie. Tak nie jest. Na szczęście, ludzie nie mają nigdy żelaznéj konsekwencyi; to umożliwia życie. W warunkach jego tworzą się co chwila szpary i szczeliny: a kiedy się z nich korzysta?
W zaciętych, energicznych, rozumnych rysach jego znać było, że należał do tych, co będą umieli skorzystać, co utworzą wyłom w twardym murze konieczności i utorują sobie taką drogę, jaką iść zamierzają. Oparł głowę na ręku i myślał. Snadź ta droga zarysowała się już przed nim, snadź snuł w myśli plany przyszłości. Pokonany na chwilę — szermierz odwet swój gotował.

∗                    ∗

Prezes Olbrowicz jadł zwykle śniadanie w małym, na ten cel przeznaczonym pokoju w swoich prywatnych apartamentach. Na te śniadania zapraszani bywali czasami tylko najpoufalsi znajomi lub przyjaciele. Była to dla prezesa, przywalonego mnóstwem interesów, najswobodniejsza pora. Jak zwykle ludzie bardzo zajęci, wstawał on rano i pracował do południa. Wówczas podawano mu śniadanie, potém już był widzialnym dla interesantów, lub wyjeżdżał, oddawał i przyjmował wizyty, obiad zaś jadał z rodziną. Śniadanie — była to dla niego prawdziwa godzina wypoczynku; nie lubił, żeby mu je przerywano, i gromadził wkoło siebie to wszystko, co