Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 02.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jim’owi łyżeczkę i ćwieki. Z tem zresztą najmniej było kłopotu, bo ciocia mu je sama zaniosła w kieszeni swego fartucha..
— Czy być może?
— ...Nałapać szczurów, wężów, jaszczurek, żeby Jim miał towarzyszów swej samotności... A potem, jak to ciocia trzymała Tomka tak długo... z masłem w kapeluszu, wie ciocia... to o mało wszystko w łeb nie wzięło, bo pogoń weszła do komórki, zanim my zdążyliśmy z niej uciec. Musieliśmy więc biedz bardzo szybko, usłyszano nas, puszczono za nami strzały, no i jeden trafił mnie w nogę, potem puściliśmy ścigających naprzód, a sami ukryli się w krzakach, psy zaś spuszczone z łańcucha, przywitawszy się z nami, dalej pobiegły, a my swoją łódką do tratwy... I wszystko nam poszło po myśli, Jim uciekł z więzienia i został wolny dzięki nam! A co? spisaliśmy się!
— Jak długo żyję na świecie, nic podobnego nie słyszałam! Więc to wy, urwisy, przewróciliście dom cały do góry nogami... napędzając nam tyle strachu?! Że ja wam tego nie daruję, to pewna!... Zobaczycie! Jakto! ja się bałam przez tyle nocy, tyle mi rzeczy poginęło... a to wy! wy, smarkacze niegodziwi! Poczekajcie, nie ujdzie wam to na sucho!
Ale Tomek taki był uradowany i dumny z siebie i z nas obydwóch, że chociaż ciotka mu groziła, on wcale na to nie uważał. Ona swoje, a on swoje. Ona się złości i wymyśla nam, a on trzepie i trzepie... Wreszcie powiada ciotka: