Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 02.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niziutkie drzwiczki, na kłódkę zamknięte łańcuchem. Tomek poszedł do dołu z popiołem, obok którego, jak to zwykle bywa, stał kocioł do warzenia mydła. Znalazłszy tam dość szybko zakrzywiony pręt żelazny, którym się pokrywę kotła unosi, rozwiódł nim jedno ogniwo łańcucha, który też rozpadł się, umożebniając nam przejście do przybudówki. Przy świetle zapałki przekonaliśmy się, że przybudówka dotyka budy, nie mając z nią żadnego połączenia, że jest bez podłogi i pusta. Na ziemi leżało kilka motyk stępionych, rydel, zepsute grabie i tym podobne graty nieużyteczne. Po tych oględzinach wyszliśmy, założywszy ogniwo nienajgorzej.
Tomek okrutnie uradowany mówi do mnie:
— No, teraz wszystko w porządku! Zrobimy podkop, przez który Jim wyjdzie. Tydzień na to wystarczy!
Nazajutrz o świcie pobiegliśmy do chatek murzyńskich, żeby poigrać z psami i wejść w zażyłość z murzynem Jima, który właśnie napełniwszy blaszankę mięsem, jarzynami i chlebem, szedł do budy.
Miał on twarz bardzo poczciwą, o zębach wyszczerzonych w uśmiechu, wełniste zaś jego włosy powiązane były w pęczki nićmi i sznureczkami. To go miało chronić od czarów Opowiedział nam zaraz, że jest prześladowany przez czarownice, że po nocach straszą go różne widziadła, słyszy głosy i hałasy nadzwyczajne.
— Dla kogo to jadło? — pyta go Tomek. — Psy karmić idziesz?
Twarz murzyna tak się spłaszczyła w uśmie-