Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 01.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że wam starczy śmiałości, żeby choć palcem jednym dotknąć mnie — mężczyznę? Cóż znów! Ja, mężczyzna, bezpieczny jestem w ręku dziesięciu tysięcy takich, jak wy — dopóki dzień biały, dopóki mam was przed oczyma, nie za plecami.
Znam was i znam ludzi na wylot. Urodziłem się i wychowałem na południu a żyłem na północy; znam więc człowieka przeciętnego. Człowiek przeciętny — to tchórz lub łotr. Na północy pozwala każdemu przewodzić nad sobą a potem idzie do domu i modli się o pokorę, o uległe znoszenie przeciwności; a na południu jeden człowiek napadł w dzień biały na gromadę paruset ludzi zebranych w teatrze i wszystkim zabrał co do grosza! Gazety wasze tak wam ciągle o waszej prawią odwadze, że się za naród najodważniejszy na kuli ziemskiej poczytujecie. A to nieprawda! aniście najodważniejsi, ani odważniejsi, ani nawet odważni! Dlaczego wasi przysięgli nie skazują zabójców na powieszenie? Z obawy, żeby przyjaciele zabójcy nie napadli ich w nocy, z nożem w ręku, bo wy to umiecie, o, umiecie! Uniewinniają więc mordercę, który chodzi swobodnie, ale w nocy skrada się za nim stu tchórzów zamaskowanych i czyhając na jego życie, morduje go, jeśli to zdoła zrobić bezkarnie. Przyszliście tu tłumnie, a wśród was ani jednego niema mężczyzny. Widzę kawałek tylko, a jest nim ten, który was namówił do napadu, Buck Harness. Tak, on jeden jest kawałkiem mężczyzny, może nawet połową. I dlatego, gdy on krzyknął: „Hejże! na Sherburna!“ poszliście za nim, jak barany. A wiecie dlaczego? boście tchórze — nie ludzie, nikczemne kundle — nie