Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 01.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wymyślał także, wołając, że nauczyłby wszystkich rozumu, gdyby miał czas. Przyjechał jedynie dla zabicia starego pułkownika Sherburn’a i za dewizę wziął sobie: „Pierwej mięso, a na wierzch to, co się łyżką jada.“
Gdy mnie spostrzegł, podjechał i woła:
— A tyś zkąd, chłopcze? Czyś gotów na śmierć?
I pojechał dalej. Zmieszałem się trochę, a ktoś z obecnych mówi:
— Nie uważaj na to, zwykłe to jego gadanie. Gdy pijany, wszystkich na śmierć wyprawia, a po trzeźwemu to człowiek najlepszy w świecie.
Boggs zatrzymał konia przed największym w mieście magazynem, schylił się tak, żeby mógł głowę wsadzić pod markizę, i krzyczy na cały głos:
— Wyjdź zaraz do mnie, Sherburn! Wyjdź i spójrz w oczy człowiekowi, którego niegodnie oszukałeś. Psem jesteś podłym, psem, który nie ujdzie rąk moich!
Wymyślał tak w dalszym ciągu, wykrzykując, co tylko mu ślina na język przyniosła, a cała ulica pełna była ludzi, którzy słuchali i śmieli się. Nakoniec otworzyły się drzwi magazynu i wyjrzał mężczyzna w sile wieku, pańskiej postawy, ubrany bardzo porządnie. Na jego widok rozstąpili się wszyscy, on zaś wolnym krokiem idąc do Boggs’a, mówi mu jak najspokojniej:
— Znudziło mnie już twoje wykrzykiwanie, ale będę jeszcze cierpliwym do pierwszej. Punkt do pierwszej — słyszysz? Ani minuty dłużej! Jeżeli po pierwszej powiesz jeszcze choć jedno słowo przeciwko mnie, pamiętaj, że ci to nie ujdzie na sucho.