Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 01.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jak Bóg w niebie. I miał słuszność. Jak na Murzyna, niepospolicie tęgą miał głowę.
Czytywałem też często Jim’owi o różnych królach, książętach, hrabiach i innych wielkich panach, jak się wspaniale ubierali, jak się nosili pysznie, jak mówili do siebie: Wasza Królewska Mość i Jaśnie Oświecony Książę i Wasza Wysokość, i Bóg wie, jak jeszcze, zamiast sobie mówić poprostu „panie“, a Jim wytrzeszczał oczy i słuchał z ogromnem zajęciem. Raz mówi do mnie:
— Nie wiedziałem, że ich tylu było. Nie słyszałem o nich i żadnego nie znałem, prócz starodawnego króla Salomona, bo nie rachuję tych królów, co są w kartach. Ile król dostaje pieniędzy?
— Ile dostaje? Albo ja wiem! Pewno z tysiąc dolarów na miesiąc, jeżeli mu się tak podoba. Może mieć tyle, ile sam zechce; wszystko do niego należy.
— Takiemu to dobrze! A cóż oni mają do roboty?
— Co też tobie do głowy przychodzi, Jim? Król nic nie robi, tylko siedzi na tronie.
— Doprawdy?
— Naturalnie. Siedzi na tronie, z berłem w ręku, a koroną na głowie. Jak wojna, to co innego; królowie zawsze idą na wojnę, ale w cichą porę, to sobie mają używanie: chodzi, przeciąga się, ziewa... Cyt! słyszałeś szmer?
Wysadziliśmy z pomiędzy drzew głowy i patrzymy, lecz nic nie widać i nie słychać, prócz plusku wody, którą rozbija koło parowca; wróciliśmy więc na swoje miejsca.
— Tak — powiadam — a jak to go znudzi, to się