Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 01.djvu/041

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jej przestały mnie razić. Co prawda, okropnie mi było ciężko żyć ciągle śród czterech ścian i sypiać w łóżku, ale przed nadejściem zimy wykradałem się kiedy niekiedy i spędzałem noc w lesie pod gołem niebem, tak, że miałam trochę odpoczynku i ulgi. Wolałem dawny sposób życia, alem przywykał do nowego, nawet zaczynałem go lubić. Wdowa mawiała, że postępy czynię: „powoli, ale naprzód“ i bardzo była ze mnie zadowolona, dodając: że mnie się wstydzić nie potrzebuje.
Pewnego dnia przy śniadaniu zdarzył mi się wypadek: przewróciłem solniczkę. Jak najprędzej wyciągnąłem rękę, aby wziąć trochę soli i, dla odwrócenia nieszczęścia, rzucić ją przez lewe ramię po za siebie, ale zburczała mnie miss Watson. „Weźże ze stołu ręce — powiada — zawsze coś zbroić musisz.“ Wdowa wtrąciła jakieś słowko za mną, alem ja już wiedział, że nieszczęście nie da się odwrócić. Wstałem od śniadania w złym humorze, myśląc o tem tylko, zkąd na mnie bieda się zwali.
Są sposoby na odwrócenie pewnych nieszczęść, ale na to, które sprowadza sól rozsypana, nie ma żadnego. Chodziłem więc smutny, ciągle się mając na baczności.
Wkrótce potem, będąc w ogrodzie, spostrzegłem na śniegu jakieś ślady. Ktoś, idąc od lasu ku domowi, postał trochę przy bramie i obszedł ogród dookoła popod parkanem. Dziwne to było, że nie wszedł do środka, lecz krążył; przyglądając się bacznie owym śladom, spostrzegłem, że w obcasach lewego buta były ćwieki w kształcie krzyża, mające