Przejdź do zawartości

Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Straszny dziadunio.djvu/097

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ejże! znasz Afrę, to już tam ze spokojem krucho. No, no, nie zapieraj się. Przyszła kreska.
— A no, to cicho, dosyć! Jest o czem mówić tyle! Żebym ja tyle o was mówił, tobym dostał astmy. Chodźmy do sali!
Tak, ze spokojem studenta było krucho. Gdzieś go odleciał nagle i nie wracał. U sąsiadki było cicho, nikt nie przychodził; naukę Hieronima przerywał tylko śpiew cichy, lub delikatne dźwięki pianina.
Pomimo to uczyć się nie mógł; drżał na każdy szelest za drzwiami, słuchał pieśni i tonów; w nocy niepokój go męczył i nieokreślona tęsknota. Zrobił się roztargnionym, nieuważnym, czasem niecierpliwił się i gniewał bez przyczyny, czasem napadały go wybuchy wesołości.
Raz, wracając z lekcyi, posłyszał za ścianą dawny gwar. Posłuchał chwilę, zaklął i uciekł z mieszkania wściekły, czego? nie potrafiłby określić.
Przez tydzień nie wrócił do domu. Tułał się po mieście, noclegował u kolegów; wreszcie wmówił w siebie, że musi Bazylego uspokoić, i wrócił.
Cicho wsunął się do mieszkania, zapalił lampę, usiadł do roboty, kopcąc papierosa.
Po chwili zapukała do drzwi.
Milczał i nie poruszył się.
— Otwórz pan! — zawołała niecierpliwie.
Opieszale obrócił klucz w zamku i ukłonił się, milcząc.
— Po tygodniu hulanki wracasz pan przecie! Życie arcymoralne! Coby to pana święty imiennik na to powiedział?
— Nie wspominajmy lepiej o cnotach w tej okolicy — mruknął. — Czem mogę pani służyć?
— Niczem! Chce mi się tu czytać. Możesz się pan o mnie nie kłopotać. Zostanę, póki mi się podoba.
Stół ich dzielił tylko. Usiedli, ale Hieronim nie mógł skupić uwagi nad matematyką. Dziewczyna