Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wysiadł też Niemirycz, rad przechadzce.
— Będzie tu niedaleko po drodze krynica, zwana „Barysz“. Przywiązana jest do niej legenda, że kto z niej pije, ten w tym kraju zostanie. Niewielka sztuka, bo piją zwykle miejscowi. Trzeba, żeby pan próbę na sobie uczynił.
— Uczynię niezawodnie, choćby jeszcze czemś gorszem groziło, bo pragnienie mocno mi dokucza.
Jakoż piaski i bór ustąpiły, grunt się znacznie obniżył, ukazał się szmat grząskiego wygonu, przerżniętego groblą obrosłą olszyną. Krynica była na skłonie; pień wydrążony, pełen po brzegi wody, której nadmiar ściekał strugą, het, w dal.
Furman się zatrzymał. Poszli po oślizłych żerdkach do zdroju.
Gdy się napili, rzekła:
— Struga ta staje się dalej rzeczką i pod Niemirowem wpada do Czarnego Jeziora. Ona to stanowi tę kwestjonowaną granicę. Pił pan z źródła sporu. Wnoszę toast, by pan go pomyślnie zakończył.
Wskazała w lewo.
— Tam skręca ta droga do Niemirowa, ale jest inna, wodna, którą zwykle płynęłam w odwiedziny do Jadwisi.
— Tej garbatej?
— Kołb już panu wszystko opowiedział? Szkoda, że cały świat nie składa się z takich garbatych. Byłby zdrów moralnie. Jadwisia Niemiryczówna jest to porządny człowiek, tylko nie takiemu Kołbowi poznać się na niej.
Siedli na wózek. Konie ruszyły żwawo. Po długiej chwili Niemirycz odezwał się: