Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kobiety, a piętnuje rozpustę magnatów. Wszystko wiem. Boją się pana i nienawidzą.
Rzuciła róże na biurko.
— Da mi pan filiżankę herbaty i godzinę spokoju. Dobrze mi tu!
Usiadła w fotelu, wtuliła się w głąb, i patrzała po papierach i książkach.
Sięgnęła po tom otwarty, przeczytała tytuł.
— Filozof i ja! — uśmiechnęła się. — Życie lubuje się w szalonych kontrastach, jak natura.
— Bo natura, bezwiednie dla ludzi, życiem rządzi, tylko mało kto chce nad tem się zastanowić i zestawić — odparł, już znowu spokojny, poważny.
Zrobił herbatę i podał jej filiżankę; sam usiadł naprzeciw niej i spytał:
— Pani wyjeżdża do Wiednia?
— Tak, na cały rok jestem zaangażowana od sierpnia. Te parę miesięcy spędzę w Ischlu. Muszę odpocząć po zimowej kampanji. Nerwy mam stargane, potrzebuję samotności, książek i natury.
— Alboż pani będzie sama! — wyrwało mu się i zaledwie wymówił, pożałował.
— Zupełnie, z moją niańką, Angielką. Co rok spędzam tak wakacje. Czy pan myśli, że pan jeden ma monopol niesmaku i nudy, a zresztą nikt?
Przymknęła oczy, zamilkła, wzdrygnęła się.
— Niema rzeczy bardziej zdartej, zniszczonej, jak dusza aktorki. Nikt jej nie szanuje, ba, nawet nie uznaje w niej duszy, ona sama nawet nie. Zapewne dlatego dziwi się pan, co ja mogę sama z sobą robić w Ischlu.
— Nie myślałem tak. Chciałem spytać: alboż panią samą zostawią?