Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— No, to zaraz odpisz. Ot, ja brewiarz odmówię, a ty jej list odczytaj i odpisz. To taka śliczna panienka.
— Ile też ona dała dla tej księdza trzódki? — zaśmiał się przekornie.
— Dała, ile mogła. A obiecała, że jak się z tobą porozumie, to określicie stały podatek z waszej ziemi.
— Nie głupia, wcale nie głupia: — śmiał się Niemirycz. — Teraz mi ksiądz nie da spokoju. Uważa to już ksiądz za swoją sukcesję! A kto mi to szuflady i szafy powypróżniał?
Ksiądz przypadł na swe zwykłe miejsce, rozłożył brewiarz i począł mruczeć po łacinie, jakby nie dosłyszał ostatniej apostrofy.
Niemirycz odczytał list Jadzi.
— Najukochańszy, jedyny mój Romku!
Nie chcę wierzyć, żebyś chciał i zdołał mnie tak odtrącić, boś dobry i sprawiedliwy, a już tylko Ciebie jednego mam. Michaś w przeddzień śmierci napisał do Ciebie i cieszył mnie, że sama nie zostanę, boś Ty nasz. I ja tak czuję, po krótkiem widzeniu w Warszawie, że się zrozumiemy i zgodnie przejdziemy życie. Tak Cię czuję moim i własnym, tak Cię oczekuję. Nie pisz mi nic więcej, tylko kiedy przyjedziesz!... Ojciec się wszystkiem zajmował, i tak nagle na mnie wszystko spadło... Czuję, że nie podołam bez Ciebie. Michaś wciąż powtarzał: „Nie bój się, Roman cię tak nie zostawi, będziesz pod jego opieką bezpieczna“. Ale mnie bardzo ciężko i smutno bez Ciebie, więc oderwij się do mnie choć na czas krótki.
Plenipotencję Twoją zatrzymałam, bo do spraw spadkowych potrzebna, a ten drugi brzydki dokument oddaję. Nie rań mnie. Jam, Twoja siostra, Jadzia,