Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

o sobie. A jednak i on przez ten rok coś przeżył. Listy, które odbierał w Europie, w Ameryce, przestały przychodzić. Dlaczego? On się nie zdradził żadnem wrażeniem. Raz odjechał na parę dni z Chicago, wrócił jednak spokojny; spytać go nigdym się nie ośmielił. Potem odebrał z kraju list żałobny i jakiś urzędowy papier — nic nie rzekł, coby to było. Stosunek jego z Hildą stracił pierwotną ostrość; już się nie kłócą w dysputach, ale najmniej z sobą mówią. Sztywni są i obojętni wzajemnie. Zdaje mi się, że najwięcej szans ma Förli, z swym niewyczerpanym, dobrym humorem. Bawi ją, śmieją się i dowcipkują. Ma u nich zostać dłużej i malować fjordy, może zostanie na zawsze... Jest Szwajcarem, a w jego kraju nie trzeba ludzi, bo jest naród. Ja muszę wracać. Spytałem Niemirycza, czy rad, że ku Europie płyniemy. Odpowiedział po swojemu, że wszędzie ma siebie. Co to znaczy? Pociecha, czy troska? Nie wiem. Ja siebie nie czuję w tym chaosie wrażeń i planów. Co my się z nim nagadamy o przyszłości! Ile ja mam notatek, co zmienić, co utworzyć, co skasować... No, i jakim rad, że on mi obiecał pomoc i współdziałanie!... Za kogo Bicheta wychodzi? Nie pamiętam tego Tarły... Ale mi się nie podoba, że go w Biarritz poznały. Co Tarło może robić w Biarritz: suchotnik, czy próżniak i hołysz... Napisałem im to, pewnie się obrażą. Wogóle źle wróży, że i ojciec nie odpisuje. Wspominał, że chcą mnie żenić z księżniczką Różą. Odpisałem, że nie uznaję kobiet wychowanych u Wizytek, znających tylko salony, umiejących, tylko się bawić i męża łapać, piszących tylko po francusku, wychodzących na ulicę z Angielką i nie mających żadnego fachu. Radziłem, żeby ją sprzedano sułtanowi, a nie mnie. Musieli się