Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Hrywda.djvu/316

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Poco próżna mitręga? Do wesela wszystko gotowe — wyprawić je trzeba. Oszukaliście nas raz — drugi raz zawiele! Pójdziemy gdzieindziej. Ale kiedy chcecie, bym z tej chaty krzyw nie wyszedł, to traktament weźcie. Niech ludzie nie widzą, że z pełną flaszką wracamy.
— A jakże ja traktament przyjmę, kiedy ta głupia naszego chłopca nie chce, a za wódkę zapłaty nie mamy?
— Jaż zapłaty nie chcę, ani zapoiny to będą. Ot, wódka jest — wypijemy w kompanii: taj tyle!
Zapraszał, ale wzrok miał ponury, i widząc wahanie się starej, dodał:
— Chyba mnie za wroga mieć chcecie?
— Nie, nie. Uchowaj Boże! — przerażona krzyknęła. Drżącą ręką podała kieliszek.
Czyruk oddał go synowi.
— Przepij ty do gospodyni! — rzekł.
Tychon w milczeniu usłuchał.
Wypił, skłoniwszy się Makuszance, i oddał jej pełny kieliszek.
— Do was, Oksenty! — rzekła.
Stary głową kiwnął.
Czarka z grubego, mętnego szkła znalazła się w jego ręku.
Tedy do Łucysi się zwrócił.