Przejdź do zawartości

Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Hrywda.djvu/296

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zabłocił się jej kożuch i przekręciła namitka, ale ona zanosiła się od śmiechu, szturchając w bok Kalenika.
— Nu, nu — tobie on kij, a mnie on węgieł!
— Nacie pieniądze!
Poszli do karczmy całą gromadą. Znowu tę scenę widziała Łucysia zdala.
— Maty! wypijmy po czarce! — poprosiła.
Weszły więc i one.
Hubenie pili z wdową. Ta już pijana była i tańczyła, pokrzykując.
Kalenika też rozebrała wódka.
Na widok Makuszanek wesele przyszło mu do głowy, bo jął śpiewać;

Oj, świt wstępuje,
Gwiazdy zajmuje.

Łucysię strach zdjął i żal niepojęty. Nie dopiła czarki i trąciła matkę.
Wyszły, ale w tem Kalenika coś tknęło, i wyszedł także.
Kobiety obładowane szły powoli: wnet je napędził.
Już się też pod wieczór miało, i powoli barykady z wozów się rozluźniały. Stateczniejsi rozjeżdżali się do domów.