Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Hrywda.djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Mohe? — dziwili się wszyscy.
— Ale, tak! Kiedyś, pamiętam: „nieboszczyca“ moja żyła, tak samo mleko zginęło. Przychodzę ja raz do świronka z „gaznicą“ po nocy, aż patrzę, koło garnka z mlekiem siedzi ropucha — ot taka!
— Jesteś — myślę sobie — jaż tobie znak zrobię! Złapałem bestyą, wziąłem igłę groszową, wsadziłem jej w łapę, taj puściłem wolno. Na drugi dzień idę ulicą, spotykam starą Ryżczychę z obwiniętą ręką. „Gdzie, babo?“ — „Do Czyruka?“ „Co to?“ — At, igłę sobie w ręku załamałam! Od tej pory wiedziałem, kto ona, ale już do mnie nie przyszła! Tak ci i teraz będzie.
— Ja-bym inaczej sądził! — rzekł Sacharko. — Taką złapawszy ropuchę, zabić, taj koniec.
— Głupiś! To ona tobie w tę babę się zamieni, i trupa u ciebie znajdą! Oho, to trzeba ostrożnie!
Zasnęli wszyscy w wielkiej ciekawości, co jutro pokaże.
I oto zobaczono nazajutrz Prytulankę, jak szła do dworu, chustką otulona.
Twarz jej róża spaliła, róża złośliwa, zaogniona złem leczeniem w wyrzuty i pęcherze, istotnie jakby płomieniem osmalona. Powstało