Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Hrywda.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tego nie wolno ci jeść teraz. Przyślę ci herbaty i wina przez Matwieja wieczorem.
Jeszcze raz jej rękę ucałował, i przez dzień cały ino o tem rozmyślał, jak te leki ma zażyć, bo ze wstydu i pomieszania zapomniał.
Nareszcie wziął wszystkie trzy proszki i wraz z papierem połknął.
Chatni zaglądali tego dnia do niego, wzruszeni odwiedzinami pani. Hanna naparzyła mu ziółek w garnuszku tłustym od strawy i zaprawiła miodem. Smaczne to było, i pił chciwie.
Wracając z roboty, Matwiej Huc przyniósł mu herbaty z winem w butelce. Na ten specyał nawet się Sydor zjawił, i wypił większą połowę. Resztę Kiryk porwał, a o pustą butelkę do krwi pobiły się dzieci.
Sprawdziły się słowa pani. Nazajutrz Kalenik nie miał paroxyzmu i spał dzień cały.
O zmierzchu Łucysia doń przybiegła.
Przyniosła mu mleka garnczek, od tej Krasi, którą na wiosnę od śmierci uratował.
— Lepiej mi, lepiej! — chwalił się. — Ot, jakbym się na świat drugi raz narodził. Ino słabo, słabo, jak łozę mnie pogiąć można!
Uratowany był tedy do sianokosu!
A tymczasem weselne przygotowania pokończono.