Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Hrywda.djvu/029

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wtem na drodze zaczerniała znowu pieszo idąca postać kobieca. Teraz Kalenik ją zdaleka poznał.
Miała na sobie perkalową pstrą spódnicę i takąż chustkę. Siermięga jej była obdarta i brudna. Szła prędko, śpiewając półgłosem.
— Dywy (patrz) — zaśmiał się jeden z chłopów — ta już od rana się upiła.
— Kalenik! — drugi zawołał — toć to wasza Hanna.
Kalenik, zbliżywszy się do dziewczny, kropnął ją biczem przez plecy. Krzyknęła przekleństwo, obejrzała się i zaśmiała bezczelnie.
— Ot, chłopców szmat! (dużo) — zawołała. — Podwieźcie mnie.
— Gdzie się wleczesz? — spytał brat i klacz zatrzymał nieco. — Prr! no, siadaj.
— Nie chcę. Bijesz — odparła, zerkając na Iwana Żurawla.
— Siadaj, mówię — powtórzył stanowczo Kalenik.
Usiadła obok niego — i krzyczała, ilekroć sanie zabiegły.
— Gdzie się wleczesz, szelmo? — spytał znowu brat.
— Za służbą do miasteczka.
— Wypędzili cię z Horska?