Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/270

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chaliśmy do Nicei, i myślałem, że się na tem skończy. Ale połknął haczyk — bo małośmy zabawili w Nicei — porżnęliśmy do Wiednia.
Tam mieszkała ta niby matka. Baba kuta na ostro, bo nie upłynęło i dwóch miesięcy — lalę sprowadzili i doprowadzili do sakramentu. Wtedy się pokazał i gach. Oficerek, taki sobie goły porucznik. Hrabiemu go nie przedstawili, ale ja od służącej się dowiedziałem. Baby go chowały dobrze.
Po wierzchu wyglądało wszystko święto. Stara nibyto zajmowała się jakiemiś przytułkami, — oddana dobrym uczynkom, życie skromne, mieszkanie na przedmieściu, panna nibyto pracowała na chleb — hrabia we wszystko uwierzył — haczyk połknął — no, i pobrali się. Ale zaraz, jakeśmy po tym ślubie pojechali do Paryża, przewąchałem, że jest źle. Nie kłócili się, bo takie państwo nigdy nic po sobie nie pokaże, ale hrabia był zły, a pani, jak nie ziewała, to płakała. Odrazu też zaczęła wysyłać i odbierać listy pokryjomu, a gdyśmy z Paryża pojechali na Rivierę — zjawił się oficerek. Spotykali się bez wiedzy hrabiego, nawet mnie unikali. Ale ja co wiem, to dobrze wiem. Oficerek grubo hrabiego kosztuje — więcej, jak esencya do samochodu, o którą między nami poszło. Ja wiem, że to lala zbuntowała grafa, bom jej raz coś burknął na spacerze. Raptem po pięciu latach zaczęła się kontrola, rachunki, przy-