Przejdź do zawartości

Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szykuje Terkę do zamążpójścia, czyli że ją stroi — i posyła do różnych ciotek, że Władek oczekuje potomka, z czego się wszyscy bardzo cieszą — niewiadomo dlaczego — i Deniska daje lekcye po mieście, ale w dalszym ciągu u nich mieszka i jest taka idyotka, że zarobione pieniądze oddaje, plus, że pół dnia pracuje dla nich szyjąc, sprzątając i nawet gotując.
A on co robi? Ano, gra w bilard i żeby się trafiła taka posada, jakiej poszukuje ojciec, toby może też jej się podjął.
Niemowa, czytając kręciła głową — widocznie nie rozumiejąc ironii i wreszcie napisała, że ona zawsze ma w pogotowiu dla niego owe trzy tysiące franków i że je oddała Maleckiej — na wykupienie czegokolwiek z Zagajów, ale że Malecka nie umie po francusku — więc niech Tomek jej wytłómaczy. A że Malecka właśnie wróciła od gospodarstwa, poczęła na migi rzecz wyjaśniać.
— Ona mówi o tych pieniądzach. Myśli, że nie zrozumiałam, o co jej chodzi. Niechże jej pan napisze, że jutro będę przy licytacyi — niech ze mną idzie — i wskaże, co chce kupić.
Ale niemowa już z gniewem wyraziła, że to on — Tomek — powinien wybrać — że to jego pieniądze — a dlatego jego — że on Tomasz, jak doktór.
— To jej kult — jej bóstwo — ten zmarły stryj pana. Niech pan te pieniądze weźmie, bo