Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

trochę posiedzę. W taką noc — nie uleżyć w pościeli. I ja mam interes do panicza.
— No — to gadaj — i daj mi spokój.
— Ludzie gadają, że moja pani kupi Zagaje.
— Może ty chcesz kupić!
— I-i-i. Panicz kpi ze mnie. Ale ja mam już sto rubli w kasie. Może panicz je chce wziąć?
— Na co?
— Może paniczowi potrzebne.
— Idź do stu dyabłów!
— Panicz zawsze po swojemu. Toć meble opisali w pałacu, paniczowi pieniądze potrzebne.
— Słyszałaś — idź do dyabła!
— Owa — a potem panicz znowu na mnie zawoła: Zuzia — chodź ino!
— Idź, nie zawołam już!
— Czemu? — szepnęła żałośnie.
— Bo mnie tu nie będzie. Ludzie prawdę mówią. I meble sprzedadzą i Zagaje twoja pani kupi i nikogo z nas tu za mały czas nie zostanie.
— To panicz w mieście będzie, w Warszawie?
— Mniejsza z tem, gdzie będę. Ciebie ze sobą nie zabiorę.
— To się wie. Ale żebym wiedziała, gdzie panicz będzie — tobym gdzie niedaleko na