Przejdź do zawartości

Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/034

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Syn ruszył ramionami i wyszedł, trzaskając drzwiami.
Po kwadransie już pani Feliksowa się niepokoiła, czy »chłopak« nie głodny, i posłała Terkę z zapytaniem. Dziewczynka wróciła nadąsana i opryskliwie zdała sprawę:
— Śpi, w ubraniu i butach, a jak-em go obudziła, to mi głupstw nagadał. Mama mnie naraża na grubijaństwa. Niech mama sama chodzi, albo posyła pannę Deniskę — bo to jej ideał, ten obrzydliwiec!
— Ach Terko, jak ty się wyrażasz — o bracie!
— Jeszcze lepiej się wyrażam o bracie, jak on o siostrze. Ja sobie nie pozwolę ubliżać, niech mama mu to powie, bo ja z nim nie gadam!
Tomek spał do zachodu słońca, potem ziewający przyszedł na kolacyę — fuknął na matkę parę razy, skrytykował jedzenie, a potem poszedł na folwark obejrzeć dziewki dworskie.
I tak się skończył drugi dzień jego pobytu w domu rodzinnym.



∗                         ∗

Nazajutrz wrócił pan Feliks z Władkiem z Warszawy. Władek zaraz poszedł do stajen i obór i zajął się pilnie reperacyą młocarni. Do maszyn miał specyalny gust i gdy znalazł przy