Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/027

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

męża. Nie miała własnej woli, ani nawet myśli — nie zdecydowała się, ani postanowiła niczego samorzutnie, i nie troszczyła się nigdy ani o pieniądze, ani o interesa. Zawsze, ciągle i bezustannie czegoś się lękała i nad czemś płakała i w najmarniejszej sprawie, bez kierunku — była bezradna, jak małe dziecko. Dzieciom od niemowlęctwa ustępowała i dogadzała w każdej zachciance i fantazyi i tylko w jednem była stanowczą: żeby je jaknajdłużej, jaknajwięcej mieć przy sobie, aby je pieścić, stroić, karmić, poić, bawić i ochraniać, od zimna i ciepła, od wiatru i mrozu, w ciągłej o ich zdrowie i wygląd trosce i niepokoju. Przez dwór w Zagajach przewinęła się niezliczona ilość piastunek, bon, nauczycielek, korepetytorów; doktór był prawie stałym domownikiem — co lato wożono dzieci do zdrojowisk lub nad morze, były w bezustannej kuracyi i dziwić się tylko trzeba, że przy tym systemie przeczulenia i wydelikacenia nie poumierały. Pochłonięta tysiącem strachów i niepokojów, pani Julia prawie nie wiedziała, co się poza domem dzieje, nie zajmowała się ani gospodarstwem, ani miała pojęcie o interesach.
Pieniądze na wszystko być musiały, a o spiżarni, ogrodzie, drobiu, trzodzie i nabiale — myślała służba, której w Zagajach było mnóstwo. Ile, co to kosztowało, czy się opłacało — nad tem pani Julia nigdy się nie zastanawiała.