Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/018

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Odbij pan bratu Pułaską — i osiądź w Żernikach.
— A pan?
— Ja — spasowałem.
— Naprawdę? Dlaczego?
— Stara jest straszna. Nie winszuję panu Władysławowi teściowej. Zresztą ten wielki posag, to blaga, a Żerniki rudera.
— Ano, to i nie warto odbijać bratu Pułaskiej, — zaśmiał się Tomek.
— Trochę cierpliwości, młody człowieku. Stryj milioner nie chybi. Gdzieście ubili zająca?
— W Drobinie. Miałem awanturę z nową właścicielką. Nie wiedziałem, że Wertyk umarł.
— Szlag go trafił. Ta jakaś Malecka czy Malicka podobno kuta baba. Żydy ją bardzo honorują. Ma grube pieniądze.
— Dziwne! Wygląda na straganiarkę.
— Jakoby wdowa po handlarzu świń. Taka hołota teraz panuje. Ludzie z kulturą muszą się ze wsi wynosić, albo skapcanieć.
Cóż tam śpiewają wesołego, nowego — w tinglach?
— Mam tego zbiór spory. Das vierte Geschlecht w modzie.
— Et, świństwo. Dusi-Musi jest jeszcze w Olimpii?
— Jest, i nowa gwiazda Merico-Mexykanka.
— A to dobry traf, żem pana spotkał. Po