Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/009

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.


Czarny jamnik Tomka Gozdawy, »Kret« gonił zająca. Była to ucieszna gonitwa.
Stojąc na wzgórku, Tomek się temu przyglądał nie kwapiąc się. Nie kwapił się też szarak, kicając od niechcenia przez kartofle, w które Kret zapadał i niknął, że tylko jego dyszkant zziajany oznaczał miejsce, gdzie się telepał na swych pokracznych krótkich nóżkach. Był dzień wrześniowy pogodny, czerstwy, pachnący rolą — bardzo srebrno-błękitny od nieba do ziemi. Szmat pól, gajów, łąk, ludzkich osiedlisk widać było z tego wzgórka, na którem myśliwy stał, palił papierosa, i zcicha pogwizdywał, czekając cierpliwie, że mu mądry Kret zwierzynę obróci i nagoni.
Dwór rodzicielski, Zagaje, widział Tomek jak na dłoni, i sąsiednie Żerniki Pułaskich i młyn w Rudzie, i Drobinę, folwarczek starego geometry Wertyka, i na horyzoncie czarną linię borów rządowych — cały dobrze sobie znany od dzieciństwa krajobraz.
Nic się nie zmienił przez ten rok ostatni,