Strona:PL Maria Poprzęcka - Polskie malarstwo salonowe.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I wreszcie – „wieczna kobieta”. Julia i Romeo, czy – bardziej swojsko – Zosia i Tadeusz. Rywalizuje o względy ukochanego, przyjmuje lub wysyła Przesłanie miłości. Tak właśnie zatytułowany jest obraz Wojciecha Gersona przedstawiający blond dziewoję z gołąbkiem. Nie ma w nim nic nadzwyczajnego. Malowano takich dziesiątki, setki. Lecz właśnie dlatego to wyobrażenie, nieświadomie zapewne utrzymane w konwencji dziewiętnastowiecznej fotografii, wraz z nieodłącznymi elementami wyposażenia atelier, jak malowane parkowe tło i ławeczka pozwalająca wystudiować pozę modelki, zdaje się idealnie wcielać marzenie o słodkiej i dziewczęcej, ponętnej i niewinnej, ślącej miłosne przesłanie kobiecości.
„W malarstwie polskim bardzo mało zajmowano się ciałem kobiety, co zdaniem niektórych mistrzów jest najwyższym szczytem sztuki malarskiej” – pisano w „Wędrowcu” przy okazji twórczości Żmurki. Tak jak przekonanie o braku zainteresowania polskich malarzy dla postaci kobiecej, tak i to jest tylko częściowo prawdziwe. Oczywiście, w malarstwie, które miało być „narodowe”, „swojskie”, które obarczone było a to wzniosłym posłannictwem, a to powinnościami dydaktycznymi, trudno o miejsce dla kobiecego aktu. Ale to nie znaczy, że ich nie malowano. Malowano, choćby z tego najbardziej trywialnego względu, że na obrazy takie był zawsze popyt. Rzecz jasna, mniej jest w polskim malarstwie nagości, niż na przykład w sztuce francuskiej tego czasu, lecz nie jest to tylko skutkiem odmiennej sytuacji malarstwa czy też pruderii. Zaważył tu także brak tradycji akademickiej, której istotną częścią była sztuka idealizowanego aktu, stosunkowo słaba popularność tematyki mitologicznej, która dostarczała ówczesnym malarzom aktów niezliczonych pretekstów tematycznych – wszystkich owych rodzących się Wenus, kąpiących się Dian, uśpionych nimf. Akt bowiem długo musiał legitymować się „tematem”. A więc, na przykład: Ewa. Za swój obraz Ewa Pantaleon Szyndler otrzymał „honorową wzmiankę” na Wystawie Powszechnej w Paryżu w 1889 toku. Natomiast w Warszawie „obraz dla zbytniej śmiałości swej wywołał w swoim czasie burzę w szklance wody” („Kraj”, 1905). Oceny były skrajnie odmienne. Zdaniem „Kłosów” (1890) Szyndler przedstawił „Ewę, pojętą nie jako ciało, nie realnie, nie materialnie, ale z głębokim poczuciem prawdziwego idealizmu, unoszącego się ponad materią i światem. Jest to wcielenie idealnego piękna, spoglądającego na świat materialny spojrzeniem pełnem trwogi, zachwytu i głębi (…)”. Na co trzeźwo odpowiadano w „Biesiadzie Literackiej”: „jest to Ewa buduarowa, dziewczyna współczesna (moderne), której ciało jest dobrze modelowane, nogi tylko i stopy są za małe nawet na tak wydelikaconą istotę, która wcale nie przypomina naszej pra-matki”.
Akt nobilitowany był przez temat lub też tytuł. Zuzanna i starcy, Una donna, Czarne warkocze – takimi tytułami przysłonięte są obnażone biusty pędzla Żmurki. Bujny akt, który wyszedł spod pędzla zacnego Gersona nazwany został Opoczynek (nb. popularność tego obrazu była olbrzymia i długotrwała, jeszcze w 1925 toku premią Towarzystwa Zachęty była jego jednobarwna reprodukcja). Nawet w nowoczesnej, impresjonistycznej tonacji barwnej utrzymany, typowy pracowniany akt Władysława Podkowińskiego nosi tytuł Konwalia, co oczywiście tyleż odnosi się do kwiatu trzymanego w ręku przez dziewczynę, co do niej samej. Jeden tylko obraz przedstawiający nagą kobietę stał się przedmiotem prawdziwego skandalu, a był nim Szał uniesień Władysława Podkowińskiego. Obraz został wystawiony w Salonie Towarzystwa Zachęty w 1894 toku, kiedy to, jak pisał Henryk Piątkowski „(…) zaczęły się ukazywać wielkie, zagadkowe kompozycje, tak duchem z nich wiejącem jako też zupełnie dowolnem, fantazyjnem wykonaniem, mające wiele wspólności z dziełami chorobliwego dekadentyzmu niektórych francuskich malarzy”. Musiały być one

25