Strona:PL Maria Konopnicka - O krasnoludkach i o sierotce Marysi.djvu/274

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Może sobie nawet w mieście kamienicę kupię! Pieniędzy mi starczy, com dostał od Krasnoludków za moją śliczną muzykę.
Szedł, rozmyślając o tem, kiedy go nagle doleci jęk cichy, błagalny.
Spojrzy Półpanek, a tu z pod płota wstaje nędzny, stary, drobny człowieczyna, z obnażoną głową, z wychudzoną twarzą i wyciąga do niego ręce, o pomoc prosząc.
— Nie omijaj mnie, panie! — rzecze ów nędzarz stłumionym głosem. — Jestem tułaczem bezdomnym... Koszałek-Opałek się zwę... Możeś słyszał o mnie? Historykiem nadwornym króla Błystka byłem... Opuściło mnie wszystko... I ta sława, dla której poświęciłem spokojność i szczęście...
Gdzie towarzysze moi? Gdzie kraina moja?
Mówił, a wielkie łzy spadały mu z wychudłej twarzy.
Ale Półpanek nadął się bardziej jeszcze i już go chciał minąć, gdy wtem zobaczył sroczkę, która podrygując na płocie, przypatrywała mu się to jednem to drugiem okiem. Natychmiast tedy zmienił zamiar i do kieszeni sięgnął.
Wiedział dobrze, iż tego jeszcze dnia cała okolica dowie się od tej sroki, jaki to Półpanek miłosierny i wspaniałomyślny.
Nastawił kaptura Koszałek-Opałek, czekając datku, a wtem sroka, spłoszona tym ruchem, uciekła.
Raz jeszcze tedy zmienił swój zamiar Półpanek i poczuwszy w palcach nieco okruszyn trawy zeschłej w kieszeni, wziął je i nędzarzowi do kaptura rzucił.
— Bóg zapłać! — rzecze Koszałek-Opałek.
A wtem nagle zabłyszczą mu w ręku owe dobyte z kaptura prochy, jak słońce.