Strona:PL Maria Konopnicka - O krasnoludkach i o sierotce Marysi.djvu/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kogutów, że już o gęganiu gęsi nie wspomnę, uspakaja nieco moje nerwy! Ha! wola nieba!
Tu westchnął tak mocno, że mu się wąsy pod nosem na sztorc podniosły jak wiechy, poczem zaraz na legowisko szedł i zasypiał, chrapiąc smaczno, a oblizując się tylko, przez sen, od ucha do ucha.
Ale dzisiaj Koszałek-Opałek pełen był niespokojności. I ranek minął, i południe minęło, a lisa nie było w domu.
Wyjrzał uczony kronikarz raz, wyjrzał drugi raz, ale jak okiem zajrzeć bór tylko szumiał gdzieś zcicha, wysoko, a drzewa tajemniczo gwarzyły z sobą, chwiejąc wierzchołkami. Niżej, wiewiórki uganiały się po gałęziach dębów i buków, a jeszcze niżej szeptały paprocie, mchy i borówki pełne czerwonych jagód. Zresztą — cisza.
Już i wieczór przybliżać się zaczął, i księżyc błysnął na niebie, a lis się nie wracał.
Podpasał tedy Koszałek-Opałek opończę swoją, wziął kaptur na głowę i żywym niepokojem przejęty, postanowił szukać Sadełka. Poczciwy Krasnoludek przywiązał się bowiem do lisa, o którego zbójeckich sprawkach, nie wiedząc, miał go za najzacniejszego zwierza.
Właśnie nałożył fajeczkę i chciał ją przed wyjściem zapalić, kiedy od strony wązkiego ganku jamy dały się słyszeć ciężkie, czające się kroki. Wyraźnie ktoś szedł od wsi. Ktoś w wielkich i podkutych butach.
Zadziwił się Koszałek-Opałek i jak stał z fajeczką w zębach, z krzesiwkiem w jednej ręce, a z hubką w drugiej, pilnie nasłuchiwać zaczął.
Kroki zbliżały się z każdą chwilą: już były u wejścia do owego ganku.
Skoczył Koszałek-Opałek i ucho do ściany przyłożył, gdy wtem najwyraźniej posłyszał gruby głos kowala,