Strona:PL Maria Konopnicka - O krasnoludkach i o sierotce Marysi.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Co wróbel chwyci jedno, to Krasnoludek zgarnie dziesięć. Taka robota!
Drą się tedy wróble, jak na gwałt, i aż przyskakują do onych czerwonych kapturów, nastroszywszy pióra; ale Krasnoludki bynajmniej się tych krzykaczy nie boją, i spokojnie sobie między niemi chodząc, zgarniają w mieszki, albo i w poły opończy, co najcelniejsze ziarno.
— Naści, wróblu, przetrącone, zjedz, niech ci idzie na zdrowie. Ale co pełne, a całe, a złote — to na siew! Z jednego w ziemię rzuconego ziarna, sto innych będzie. I człowiek się z nich pożywi, co nędzarzem jest, i dzieciom z tego chleba da, i wam się też, wróble, coś niecoś z reszty dostanie.
Tak mówią Krasnoludki, zbierając ziarna.
Ale słów ich niebardzo słychać przed wrzaskiem ptasiej czeredy, która sobie nic z mów takich nie robi. Ptak, jak ptak! Troski o jutro nie zna. Ani orze, ani sieje, i tak mu się dobrze dzieje. Jak dziś syt, to główkę podnosi i śpiewa. A przyjdzie jutro, tedy znów główkę podnosi i znów śpiewa, i opatrzenia dla siebie z ufnością i weselem czeka.
A tymczasem cepy walą w słomę kłosistą i złotą na każdy dzień, a Krasnoludki — na każdy dzień — pracują pilnie, a co nazbierają, to do podziemia niosą i na kupkę sypią.
Podziemie suche, pod korzeniami dębu pięknie wybrane, brzozową korą wyłożone, aż się srebrzy całe. W górze otwór dla przewiewu, z boku otwór dla wejścia, a w pośrodku złociste ziarno celne, wysoko usypane, z ćwierć może!
Takiego dobra nie można zostawiać bez opieki, bez straży.