Strona:PL Maria Konopnicka - O krasnoludkach i o sierotce Marysi.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Struchlały dzieci, patrzą, a ów sobie do pierwszych z brzegu dwojaków sięga, złotą łyżeczką mleka nabiera, na złotą miseczkę kładzie. Już pełno miał prawie i właśnie po wrębach podśmietanie zgarniał, kiedy wtem buchnął w powietrze przejmujący krzyk wielu cienkich głosików:
— Nasz muzykant nie żyje!
Posłyszał krzyk ten Krężałek, łyżkę i miskę upuścił w trawę, i jak stał, tak się pędem do gaju biedz puścił. Teraz dopiero zobaczyły dzieci jego czerwony kaptur, jak za nim z tyłu wiewał.
— Krasnoludek! Krasnoludek! — wrzasnęły wszystkie razem i jak wróble spłoszone porwały się, do wsi z krzykiem lecąc, podczas gdy złote naczyńka owe, które Krężałek w trawę cisnął, potoczyły się w krzak głogu i tam zostały.
Straszne było zamieszanie w Słowiczej Dolinie, kiedy do niej dopadł Krężałek. Kto żyw, ratował Półpanka i ducha w nim szukał. Jedni go trzęśli, drudzy tarli, insi z boku na bok przewracali, jeszcze insi wronie piórka pod nosem mu smalili, a Pietrzyk, biegając z kubełkiem, z góry wodą chlustał i chorego i ratujących razem.
Ale wszystko było na nic: Półpanek leżał bez czucia, bez duszy. Oczy mu zbielały, obwisły łapy, trup, a trup! Tylko w ziemię kłaść.
Szła wtedy gajem stara babuleńka i zbierała zioła. Babuleńka była tak sucha, jak gałązka chróstu, tak ciemna w twarzy, jak ten grzybek pod pieńkiem rosnący, a tak zgarbiona odwieczną starością swoją, że głowy podnieść od ziemi nie mogła. Idąc, stukała babuleńka kijkiem, który jej niemocne nogi podpierał, a co ziółko jakie spotkała, to zaraz zagadała do niego suchym, cichym głosem: