Strona:PL Maria Konopnicka - O krasnoludkach i o sierotce Marysi.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nam od tego nieznośnego hałasu, jaki się panom dobrodziejom podoba tu przed samą furtą naszą czynić! Próbowałyśmy już nawet głębiej w wodę iść, aby tam nieco zażyć ciszy i spokoju; ale bez słońca nie sposób nam żyć. Niechaj więc prośba nasza panów dobrodziejów nie uraża! My uznajemy tak wielki talent pana w zielonym garniturze, jako też i siłę, bardzo wielką siłę pana w garniturze niebieskim! Ale tak jak jest, nie sposób nam wytrzymać! Nerwy nasze zbyt cierpią na tem.
Tu dygnęły, jakby kto świeczkę maczał i ukryły się skromnie pod wielkie okrągłe liście, które im za woale służą.
Ale trzciny i tataraki nie były tak uprzejme. Te odrazu zaczęły w pałki swoje tłuc i w miecze długie trzaskać.
— Któż to tam tak wrzeszczy? — wołały — jakby go ze skóry darto? A nie będziesz ty cicho, krzykaczu? Czy nie widzisz, że nas tu całe wojsko stoi, a takiego piekielnego rejwachu nie robi, jak wy jeden z drugim! A pałką go! A nuż szablą po nim!
Hej, pachołki! zaszumieć tam w złote szałamaje! Niech pozna wrzaskun ten, co to jest prawdziwa muzyka! Hej, grajcie litaury, grajcie surmy nasze!...
I giął się oczeret z szerokim, głośnym poświstem, szumiały trzciny, brząkały tataraki w szerokie szablice, a wiatr wpadłszy między nie, dziwną muzykę na złotych szałamajach czyniąc, taką pogróżkę śpiewał:

...Hej, milczkiem, a chyłkiem,
A ciszkiem, a cisz...
W zasadzce tu stoim,
A hasło czy wiesz?