Strona:PL Maria Konopnicka - O krasnoludkach i o sierotce Marysi.djvu/084

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


D


IV.

Dzień był jak wół i słońce się już przez owe chaszcze przedzierać zaczęło, kiedy Podziomek przecknął się nagle i siadłszy, pilnie słuchał. Zdawało mu się, że go obudził brzęk jakiś. Słuchał tedy, nie bardzo wiedząc, czy mu to się śni, czy nie śni, gdyż w około nic widać nie było. Ale powietrzem istotnie szedł brzęk, zrazu jak bzykanie much, potem jak komarze granie, wreszcie jak pszczelna kapela, kiedy rój na łąki wylata.
Aż wypłynęła z tych brzęków piosenka jakaś cudaczna, ni to głośna, ni to cicha, ni to ptasza, ni to ludzka, ni to smutna, ni to wesoła, a tak przejmująca, że choć się śmiej i płacz razem.
Słuchał coraz pilniej Podziomek, który we wszelakiej muzyce miał upodobanie, aż zmiarkowawszy, skąd ten głos idzie, wstał i wprost na niego ruszył.