borami do kawy, — jako głęboki psycholog, oświadczył, że farbiarz chłopca „zagałuszył.”
Poczém, przybrawszy się w mundur, w nieposzlakowanie urzędowym stylu raport napisał, starannie go złożył i do sądu odesłał.
Skutkiem téj to właśnie gorliwości, godnéj nietylko pochwały, ale nawet maleńkiego jakiegoś awansu lub chociażby gratyfikacyi, Uriel, wezwany przez prokuratora, przez dwa czy trzy miesiące w domu badań siedział i tylko „dla braku dowodów” wypuszczonym został. Na pochwałę kahału powiedziéć nam trzeba, że jakieś starania robił podobno za uwięzionym.
Było to wiele z jego strony; témbardziéj, że w czasach tych mocno był zajęty obradami nad przybudowaniem nowéj galeryi w bożnicy. Entreprenerem był Mowsza.
Tak nadeszła wiosna.
Sprawa Michałka, wstrząsająca niedawno jeszcze miasteczkiem, ucichła. Ludzie gadali o niéj zrazu dużo bardzo, późniéj mniéj coraz, wreszcie na przedmieściu zapaliła się stara stodoła, a wypadek ten odwrócił ostatecznie uwagę mieszkańców miasteczka w całkiem inną stronę.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Marzec był cudownie ciepły w tym roku. Słońce, po długich, ostrych mrozach, uderzyło w ziemię całą siłą swych ożywczych promieni. Lody pękły, kry nawałem przéć się poczęły.
Nad rzeką przeciągało ptactwo dzikie, razem z ciepłemi powiewami wiatru.
Uszczęśliwiony Niemiec przyleciał po swoje tratwy.