Strona:PL Maria Konopnicka - Cztery nowele.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jeśli tęsknota zbyt silną będzie, on może sam farbiarnię tę rzuci, chłopca swojego weźmie i w świat z nim pójdzie. Ze szlabanu łatwiéj to jeszcze, niż zkądkolwiek.
Pomyślał chwilę, a potém rzekł:
— Niech będzie!
I zamilkł, wpadając znowu w ponurą zadumę.
Szajnerman, który z wytężeniem na odpowiedź czekał, odetchnął głęboko i za chłopcem się po izbie obejrzał.
Spostrzegła to Hana i zawołała Michałka, który w sieni motowidło strugał.
Chłopczyna wszedł i piękne swoje oczy na gościa podniósł.
Uriel spojrzał na niego i z stłumionym jękiem ręce załamał.
Starszy kahału otworzył usta, zachłysnął się, ślinę przełknął i oczami błysnął kilka razy, jakby tego ufnego dziecięcego wejrzenia znieść nie mógł. Przystąpił wreszcie do niego, a gładząc go po głowie swoją dużą, białą ręką, rzekł:
— Michałek, a chcesz ty do szlabanu iść?
Chłopiec na farbiarza spojrzał, a widząc go tak bladym i stroskanym, rzekł zcicha:
— Czy to ja już koniecznie mam ztąd iść?
Uriel głosem zagasłym powtórzył jak echo:
— Koniecznie!
Chłopczyna zawahał się, a potém rzekł:
— Kiedy tak, to mi wszystko jedno gdzie, pójdę do szlabanu.
— A kluger Bube! — szepnął Szajnerman z przykrym uśmiechem.
Hana krzątała się po izbie, ukrywając swą radość