Strona:PL Maria Konopnicka - Cztery nowele.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Odszukanie chłopca rozstrzygnęło tę wątpliwość. Śmielszym, silniejszym czuł się Uriel tu, gdzie miał dziedzictwo własne.
Postanowił pozostać.
Przygarnąć dziecinę tę, opiekę jéj dać — mógł tylko tutaj. Trzeba jednak było rozmówić się z teściami i sprowadzić żonę. Pomyślał, że im prędzéj to zrobi, tém lepiéj się stanie. Pilno mu teraz było wyjść z dotychczasowéj apatyi i stawić czoło burzy, jaka go prawdopodobnie czekała.
Z wieczora téż zaraz zawołał Franka, zbierając się do drogi.
— Jadę na noc, domu mi tu pilnuj i dziecka — rzekł krótko.
Frankowi nie podobały się te polecania.
— Wilk go nie porwie, a jeśli się boicie, to je weźcie z sobą, pokażecie żonie — mówił drwiąco.
Urielowi oczy błysnęły; chwytał go gniew. Przemógł się jednak, w milczeniu na wózek wsiadł i ruszył tą samą drogą, którą niegdyś stary Goebel, lamentując wśród nocnéj ciszy, przebywał.

∗             ∗


W kilka dni potém gwarno było przed farbiarnią. Uriel przywiózł żonę.
Była to kobieta starsza od niego, niepiękna, śniada, z szybko biegającemi czarnemi oczami, które zdradzały wiele chciwości i sprytu.
Mówiła dużo, z gestykulacyą zapalczywą, w któréj znać było nawyknienia kramu, gdzie przez lat kil-