Strona:PL Maria Konopnicka - Cztery nowele.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czynie, bijąc z całych sił swoich kijanką grubą odzież rybaczą starego Pawła.
Wtém, na przeciwległym brzegu rozległa się chrypliwa piosenka stelmacha Kałużnego, znanego pijaka, który pod wieczór korbelki na raki zastawiał.
Dziewczyna podniosła głowę i słuchała, przestawszy uderzać kijanką. Że jednak uderzenia te stelmachowi taktu dodawały, spostrzegł wnet przerwę i spojrzał w stronę, zkąd dolatywały go poprzednio. Ujrzawszy Kasię, splunął z gniewem i rzekł:
— Na psa urok! a czegóżeś się ty na mnie tak wpatrzyła, wiedźmo ty jakaś? Dyabli nadali! Nic już z moich raków nie będzie!
Mówiąc to, szarpnął się gniewnie; a że już pod zwykłą swoją miarę w głowie miał, tak nieszczęśliwie się zatoczył, że w wodę wpadł i tonąć począł.
Krzyknęła przenikliwie strwożona Kasia; ludzie się zbiegli ratować i wkrótce wydobyto Kałużnego, który, przyszedłszy nieco do siebie, zbielałe oczy podniósł na brzeg przeciwny, gdzie struchlała Kasia stała, załamawszy ręce, i począł bełkotać gniewnie:
— A to ta przeklęta dziewka Duniaka wypatrzyła mi ten trafunek temi swemi powietrznemi oczami...
Przed szumem rzeki Kasia słów tych dosłyszéć nie mogła; lecz zobaczywszy kilka wzniesionych, grożących jéj pięści, rzuciła się z krzykiem do chaty, drzwi na skobelek zaparła i gorzko płakać zaczęła, przytuliwszy się w kącie.
Ojca nie było podtenczas w chacie.
Skuloną tak i płaczącą zastał ją Uriel, który z miasteczka wracał, a nie widząc dziewczęcia ani u rze-