Strona:PL Maria Konopnicka - Cztery nowele.djvu/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

lamentowała, to ja ci nic nie poradzę. W wyroku stoi pobyt, jak wół, i musi być pobyt. To już tam święty Boże nie pomoże... Czemużeś nie apelowała, kiedy był czas na to? Czemużeś się nie ratowała?
Pan radca dobrze wiedział, że Michalakowa cały ten czas właśnie przeleżała w tyfusie; ale weszło mu to w zwyczaj w razie czego mówić: czemużeś nie apelował? czemużeś nie apelowała? i teraz powtarzał to machinalnie prawie, dla ulżenia sobie.
Kobieta wybuchnęła nowym płaczem.
— Jakżem się miała ratować, wielmożny panie, jakżem się miała ratować, uboga sierota, kiedym sama nie wiedziała o sobie, ani o bożym świecie w onéj chorobie... A! nieszczęśliwa moja głowa, nieszczęśliwa godzina!.. Oj, moje dzieci, moje dzieci, moje sieroty!... A czegóż ja doczekałam takiéj ciężkości... a czegożem ja dożyła! Adyć mi wszystko zmarnieje! Adyć mi już ni do czego będzie się powracać... O Jezu! Jezu!...
Pan radca podniósł ramiona i rozkrzyżował ręce. Był to gest wymowny, jako on nic na to wszystko poradzić nie może. Położenie jego było rzeczywiście nie do zazdrości. Kobieta ściskała mu konwulsyjnie nogi, buty jego od jéj łez straciły glans ze wszystkiém. Cofając się wszakże ciągle potrochu, dosięgnął wreszcie ręką stołu, oparł się na nim silnie i rzekł twardszym jakimś głosem:
— No, moja kochana, skończ już te lamenty. Co w wyroku stoi, tego językiem nie zliże. Stoi pobyt i musi być pobyt. To już jak amen w pacierzu. Takie prawo.
Gdy zaczął mówić, Michalakowa podniosła się