Strona:PL Maria Konopnicka - Cztery nowele.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A przecie nie wydała Pietrka. Takie w niéj było dla niego kochanie. Trzy lata przesiedziała w więzieniu, a on się ani słóweczkiem do niéj nie ozwał, ani co przez ludzi nakazał... Zupełnie, jakby nie żyła. Co ją nie namęczyli, co ją nie naturbowali! Gdzie pieniądze i gdzie pieniądze! A ona, jak ten pień przed nimi. Co sobie wspomni, jak ją pchnął, jak na nią „poszła, suko!” krzyknął, to ją ledwie krew nie zaleje i wnętrzności się w niéj przewracają, tak, że inoby zaraz wszystko powiedziała...
Aż on znów przed nią jak żywy stoi, ręce składa, i tak jakby go słyszała: Hanuś — mówi, — żenić się z tobą będę — mówi, i inne słóweczka łagodne, jakby z pod serca wybrane. I taka ją wnet żałość zdejmuje, że tylko w ziemię patrzy i nic nie gada... A tu ją po urzędach opisują, po śledztwach włóczą, z więzienia do więzienia ciągną, duszę by z niéj wypruli, żeby mogli...
Aż i wysiedziała swój termin.
— Oj Pietrek, Pietrek! Oj nauczył on ją na całe życie rozumu, nauczył!
Zaciska kurczowo splecione ręce, aż jéj w stawach trzeszczy, i podnosi ku zniżającemu się słońcu stroskane, głęboką obwódką podkrążone oczy.
Niech mu Bóg nie pamięta, ale ją równo skrzywdził, równo ją skrzywdził...
I z tą myślą o krzywdzie naciąga swoję chustkę głębiéj jeszcze, wzdycha ciężko i, nie zważając na chorą nogę, zaczyna iść bardzo szybko.
W miarę jak idzie, wielkich kamienic coraz mniéj, nizkich domostw coraz więcéj i coraz brudniejsze szynki. Tu i owdzie bawią się gromadki zasmolonych dzieci. Hanka patrzy na nie, przechodzi, odwra-